Wspomnienie o Władysławie Dobrowolskim – Władzie – zmarłym 21.06.2022
O Władzie , człowieku niezłomnym , można by mówić wiele i długo. O jego działalności można dowiedzieć się w biogramie Encyklopedii Solidarności, lub na stronach IPN. My chcemy przywołać te wydarzenia, momenty, w których był nam bliski, w których gdy był razem z Jagą, my mogliśmy bezpośrednio z nimi obcować. W naszej pamięci pozostaje jako człowiek niezłomny, podejmujący wiele inicjatyw, wrażliwy na potrzebę bliźniego.
Człowiek nie ma wpływu na to kiedy i gdzie przychodzi na świat, ale może kształtować swoje życie bez względu na okoliczności. W sztafecie pokoleń były takie czasy, które walką, krwią, cierpieniem służyły Rzeczypospolitej. Były czasy, kiedy służba wyrażała się budowaniem postaw patriotycznych, zaangażowaniem dla dobra wspólnego, pracą, były też czasy gdy przekaz wiary, tradycji był możliwy w ukryciu, w warunkach konspiracji. Ważne było by w każdym czasie ukazywać dziedzictwo poprzedzających pokoleń jako wartość, którą dziedziczono od przodków i zobowiązanie, by następne pokolenia ten patriotyczny styl życia mogły przenieść dalej. W każdym czasie przyświecała myśl, ze taka Rzeczpospolita będzie, jakie jej młodzieży chowanie. To wszystko dokonywało się najpierw w rodzinie, tam było źródło, z którego czerpano jak ze studni, wzorce umiłowania wolności, wierności i męstwa. W tych wszystkich przestrzeniach czasu Wład był obecny. Często powtarzał jak ważne jest ukształtowanie charakteru człowieka. Nawet gdy już nie wiele mówił to na pytanie: Wład, a co jest najważniejsze, jakie jest twoje przesłanie na przyszłość? Odpowiadał: żeby młodzi wyrośli na dobrych, uczciwych ludzi. Na jednym ze spotkań wspominał swoja osobistą historię. Nauczyciel powiedział mu: Władek ty powinieneś ćwiczyć silną wolę. Tak bardzo tym się przejął, że postanowił wstawać codziennie o 2 w nocy i chodzić na około stołu (przypuszczalnie też, by nie zasnąć). Trwało to dopóki nie nabrał pewności, że słowa złożonego w sprawie, czy też będącego zobowiązaniem jego samego, potrafi dotrzymywać. W ten sposób kształtował swoją wolę. By nie przejść tak bezrefleksyjnie, wobec tego co się czyta, można samego siebie pytać: jak kształtuję swój charakter i czy w ogóle myślę o kształtowaniu swego charakteru?
Nie do zapomnienia pozostaną spotkania z Władem – żywym świadkiem historii. Opowiadał jak dwukrotnie uciekł prowadzony na rozstrzelanie. W żywej pamięci mamy spotkania Włada i Jagi w naszym domu, w którym z zebraną młodzieżą i dziećmi dzielił się swoją historią, odpowiadał co znaczy dla niego: myślenie o Ojczyźnie, co znaczyło to dla poprzednich pokoleń i co według jego rozeznania znaczy to dzisiaj. A miał się czym dzielić doświadczając – jak relacjonował – dwukrotnego uniknięcia śmierci. Raz będąc wraz z kolegą wyprowadzonym w zimowy wieczór, z wiejskiej chałupy przez sowietów na rozstrzelanie, uniknął śmierci tylko dzięki brawurowej ucieczce w białej koszuli i kalesonach – wykorzystując moment, gdy żołnierze ściągali broń, stoczył się po śniegu z wysokiej skarpy ku rzece. Drugi raz, stojąc przed niemieckim plutonem egzekucyjnym. Tuż przed egzekucją nadleciały rosyjskie katiusze. Wywołało to taki popłoch, że Niemcy się rozproszyli i to samo zrobili stojący pod ścianą śmierci. Czy trzeba większych doświadczeń, by czuć się uprawnionym do świadczenia o historii naszej Ojczyzny i mieć w sobie gotowość i ducha nieustraszonego, by składać dla Niej ofiarę swojego życia, po wojnie już bezkrwawą w nowej rzeczywistości?
W spotkaniach formacyjnych naszej wspólnoty – po czasie dzielenia się swoimi przeżyciami, poruszeniami przyjmował dla siebie jako zadania – wnioski, które wysnuwał podczas spotkania. Uznawał, że w tym wszystkim co składa się na relacje małżeńskie ciągle niedomaga, stawiając sobie w stylu żołnierskim zadania by pracować nad sobą. Mówiąc, że ma słuch artyleryjski wyrażał nie tylko wadę, która wymagała wspomagania przez aparat słuchowy, ale też przyznawał, że ulega takiemu defektowi w słuchaniu swojej żony. Żołnierz na froncie, żołnierz w domu. Wszędzie potrzebował swojego adiutanta. Innym razem na spotkaniu podzielił się myślą, kim jest dla niego jego żona. Odpowiedział: „że jest jak noga, której nie czuję, bo ONA jest (mowa o żonie), ale jakby JEJ zabrakło, wtedy bym poczuł” . Chociaż porównanie śmiałe i wywołało ogólne ożywienie wśród zebranych, to przecież jest tak niedaleko od wyznania Adamowego: gdy zobaczył Ewę, którą przyprowadził do niego Bóg, wyznał że „ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała” Rdz 2,23
Obserwowałem jego udział w Mszy Św. Po jego postawie widoczne było, że jest zaciągnięty pod sztandar Chrystusa. Przyznawał, że człowiek jest istotą kruchą i łatwo ulega lękom czy poczuciu zagrożenia i to jest wykorzystywane by zaciągać ludzi do obozu przeciwnika. Dlatego trzeba przyjąć styl życia proponowany przez Jezusa, bezkompromisowy i działanie – służenie swoim życiem na chwałę Bogu, Kościołowi, i na pożytek Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Było to u Włada widoczne – umiłowanie wszystkiego co Rzeczpospolitą stanowi. Krok defiladowy i przyjęcie postawy zasadniczej przy przyjmowaniu Komunii Św. wyrażał Jego gotowość służby Najwyższemu Majestatowi, tak jak on to najpełniej rozumiał.
Ale czy Wład , takim jakim był, mógłby być gdyby nie Jaga? Nieraz powtarzała – „jak zaczął się sierpień 1980r – Wład z domu wyszedł i dotąd nie wrócił”. Był na froncie. Czasy powstań – mężczyźni w lasach, czasy wojen – mężczyźni na froncie , a kobiety myślały o domu, zabiegając o codzienność, podtrzymywały też ducha patriotycznego wśród dzieci. W 1980 r otwierał się front walki o wolność, sprawiedliwość, solidarność. Włada ten czas pochłonął do końca. A Jaga? Jagę moglibyśmy odnaleźć w poemacie o dzielnej niewieście. Ks. Prz 31,10-31. „Niewiastę dzielną , kto znajdzie? Jej wartość przewyższa perły… Uznajcie owoce jej rąk, niech w bramie sławią jej czyny”. Ale żeby dobrze poznać Jagę i wszystkie żony mające za mężów Władowi podobnych, trzeba ten poemat odczytać w całości. Wtedy się pojmie, że ONE także były na froncie.
Zmagając się z chorobą, a postronnym obecnym zdawać by się mogło, że był już w innym świecie, ożywiał się słuchając opowieści o chwale polskiego oręża, szczególnie radośnie gestykulując przy opowiadaniu o bitwie pod Kłuszynem, stoczonej 4 lipca 1610 roku. Hetman Żółkiewski wystawiając 7 tys. korpus polski (trzonem wojsk polskich była husaria), którym dowodził osobiście, rozgromił armię rosyjską w sile ponad 40 tysięcy żołnierza (w którym był 5 tys. korpus Szwedów i ponad 6 tys. najemników na żołdzie za ruble z Niemiec, Francji, Holandii, a nawet z Hiszpanii) otwierając drogę na Moskwę, którą zajęto pozostawiając polski garnizon dowodzony przez regimentarza Gosiewskiego. Rosyjski car dostał się do niewoli i musiał się ukorzyć przed polskim królem w Warszawie. W 1611 roku odbył się w Warszawie tzw. hołd ruski, czyli tryumf – jak odnotowali kronikarze – jakiego nikt w Polsce nigdy nie oglądał. Przy tych relacjach z pól bitewnych, Wład, choć złożony chorobą, mocno reagował, odnosiło się wrażenie, że panuje nad niemocą, która nim owładnęła, że jest chwilowa i odejdzie.
Długi był czas narodzin Włada dla nieba. Czy cierpiał, odczuwał samotność ostatnich chwil? Pozostanie to tajemnicą. Odchodził wierny rycerz, będący na ordynansach u Chrystusa, nigdy przed obcą mocą nie ugiął szyi, sługa Józefa i Maryi. Niejednokrotnie wyrażał takie przekonanie, że od domu wszystko się zaczyna i dlatego w naszych domach powinna być krzewiona wierność i służba najbliższym i Ojczyźnie. W tym czasie jego wielkiego przejścia najpełniej towarzyszyła mu Jaga, wierna i kochająca żona. Tylko ona, w tym dla nich czasie, mogła doświadczyć co znaczą słowa kochać i służyć. Co znaczy być na służbie miłości wobec jej najbliższej osoby, sama tej służby potrzebując. Dlatego codzienne westchnienie za księdzem Ruotolo Dolindo „Jezu, Ty się tym zajmij” dodawało jej sił, i jak sama mówiła, Jezus na tę prośbę jej odpowiadał. Tak było do końca, gdy Wład, w co wierzymy i za to się módlmy, odszedł na służbę do wojska niebieskiego, a tam Jezus znając czyny, które za nim idą jako za mężem niezłomnym, obdarzy go szczęściem życia wiecznego.
Módlmy się za jego duszę, by tak się stało.
Krzysztof, w imieniu wspólnoty Kochać i Służyć